Przystanek
Chciałybyśmy tu mieszkać. W centrum, ale oddalonym. W domu, ale wśród zieleni. Idąc alejką lipową czułyśmy się, jakbyśmy znalazły się w innej epoce. Chodnika brakowało nawet dla jednej osoby. Starczało jednak miejsca dla kwiatów. Środek wiosny.
Wszystko wydawało się a rebours. Bramka przed wejściem otwierała się w odwrotną stronę, na dzwonek nikt nie odpowiadał. Czekałyśmy, nie wiedząc, kogo możemy spodziewać się po drugiej stronie – czyżby miał to być artysta, przypominający wolnego ducha? Wówczas istniałoby prawdopodobieństwo, że zapomniał o długo oczekiwanym spotkaniu. A jednak nie. Otworzył elegancki, nie do końca starszy pan. Choć dzielą nas prawie dwa pokolenia, Michał Kubiak zdawał się być nieco skrępowany wizytą trzech nieznanych sobie dziewczyn. A przecież to my byłyśmy gośćmi w jego prywatnym mieszkaniu.
Przeszłyśmy przez całą jego długość (przecinając przy okazji dziecięcy pokoik, sąsiadujący bezpośrednio z pracownią) i znalazłyśmy się tam, gdzie każdy Wędrowiec zaczynał swoją drogę.
Ruszamy
Poczułyśmy się jak w muzeum. Cisza. Duże kwadratowe pomieszczenie, białe ściany, dziwnie surowo; zważając na fakt, że zza uchylonych drzwi spoglądały na nas dziecięce zabawki. A jednak dziadek Michał, dla większości osób jest Michałem Kubiakiem – aktywnym rzeźbiarzem, wykładowcą na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym. Skutecznie przypominała o tym niedokończona, monumentalna praca, przypominająca człowieka o wykrzywionych, zgrabiałych dłoniach. I popiersia patrzące z okien na wiosenny ogród. Znów cisza, aż wiało chłodem, którego nie złagodziły domowe ciastka – prezent dla gospodarza. Byłyśmy przygotowane na rozmowę, robocze wersje pytań niecierpliwie spoczywały w naszych torbach. Co dzieje się z dzisiejszymi artystami?! Gdzie podziała się ich otwartość, brak poczucia czasu, megalomania, legendarne poczucie misji? Pięć lat studiów chyba nie oduczyło nas stereotypowego myślenia. „Niech panie rozejrzą się po pracowni, na wasze pytania odpowiem na maila”. Mail nie doszedł. Może i dobrze. Technika zupełnie obróciłaby w proch nasze wyobrażenie romantycznej wizji artysty. Na szczęście nie tylko my chciałyśmy zajrzeć do tego kubiakowego świata. Z pomocą w znalezieniu jego adresu przyszły nam otrzymane publikacje.
Początek wędrówki
Michał Kubiak urodził się w 1946 w Bydgoszczy. Osobą, która zabrała go w podróż do świata sztuki był dziadek, człowiek z niemal innej epoki, typ artysty-cygana. Tak mogłaby się zacząć bajka. Sam Kubiak utrzymuje, że jego zamiłowanie do tworzenia to kwestia genów, a nie boskiego natchnienia.
Jednak każda droga ma swój początek, określony punkt na mapie. W przypadku Michała Kubiaka była nim niewinna dziecięca zabawa gliną pozostawioną przez zduna w domu dziadków. Palec boży zadziałał. Na opak. Ścieżka do artystycznego powołania była zawiła: jako nastolatek, Michał Kubiak interesował się muzyką, grał na skrzypcach, gitarze. W epoce flower power marzył o założeniu zespołu rockowego. Pomysłom sprzyjała artystyczna atmosfera panująca w liceum, która z tak upragnionym przez nas romantycznym duchem, nie pozwoliła, aby Kubiak – zgodnie z oczekiwaniami rodziców – miał konkretny fach jako prawnik lub nauczyciel. Zwyciężyło przeznaczenie. Kierunek: Akademia Sztuk Pięknych w Poznaniu, pracownia rzeźby.
Palcem po mapie
Student w zawirowaniu przełomu 1968 roku? Jak najbardziej! Szukanie najłatwiejszej drogi wymaga czasu i kreatywności. Sam Kubiak wspomina studenckie lata jako okres (nomen omen) burzy i naporu. „Rozmowy do świtu w oparach taniego alkoholu i kłębach dymu papierosowego, rozważania nad wyższością pop artu nad kapitalizmem, o partu nad nową figuracją, albo odwrotnie. Ale wtedy to było ważne. Tak rodziły się pomysły, rodziliśmy się my jak twórcy i nasze nadzieje na świetlaną przyszłość.”
Trasę oświetlali Kubiakowi wybitni artyści.: Tadeusz Brzozowski i zwolennik rzeźby przedstawieniowej, Olgierd Truszyński. Nie chodziło im tylko o to, by wypuścić z Akademii grono plastyków. Idea poznawania świata, przygotowanie do stawienia czoła codzienności i wpojenie młodym umiejętności podążania ku własnym celom, była dla nich najważniejsza.
Pierwsza prosta
Koniec studiów był dla Kubiaka jednocześnie początkiem nowego etapu. Obroniwszy dyplom z wyróżnieniem w 1972 roku, zadebiutował jako pełnoprawny artysta podczas indywidualnej wystawy na Politechnice Poznańskiej. Od tego czasu, regularnie pokazywał swoje prace. Kolejne wernisaże stały się przystankami na drodze, która nabierała rozpędu. Michał Kubiak zdawał się jednak o tym nie myśleć. Świadczą o tym ówczesne prace, skonstruowane z materiałów nietrwałych. Jak sam nam powiedział: „ Kiedy człowiek jest młody, nie myśli o przyszłości. Ważne jest to, co dzieje się tu i teraz.” Jest to okres artystycznych eksperymentów. Łączenie gipsu i szmat było owocem poczucia wolności wpojonego przez Truszyńskiego. Nie przywiązywał uwagi do tradycji. Działalność Kubiaka była tworzeniem na dwa sposoby: z jednej strony stwarzał dzieła, z drugiej zaś nadawał nowe życie przedmiotom, które początkowo go w sobie nie miały. Ów akt ożywiania miał raczej charakter intuicyjny – materiał wszak zobowiązuje, a temu, na którym bazował, nie wróżono długiej przyszłości. Lata 70’ były dla Kubiaka okresem wędrówki nie tylko w przenośni. Forma wyrazu, na którą się zdecydował, wymagała od niego swoistego „podążania za dziełem”, uzupełniania tego, co zostało naruszone zębem czasu.
Zmiana kierunku
Kruchość tego, co tworzył, skierowała artystyczne poglądy Kubiaka na nowe tory. Wraz ze zmianą myślenia o formie, przyszły nowe realizacje: w brązie i marmurze. Nowy materiał nie był już bezosobowym bytem, okazało się, że kryje się w nim potencjał, niosący ze sobą sens. To nie rzeźbiarz nadaje kształt kamieniowi. Kamień zobowiązuje do dialogu. Artysta i materia stają na równi. Liczy się pokora. Jest to próba wrażliwości na tworzywo – podążanie we wskazanym przez nie kierunku.
Poglądy Michała Kubiaka zatoczyły koło. Nadszedł czas zwrócenia się ku tradycji- ku milowym kamieniom w sztuce, takim jak Rodin, czy Michał Anioł. Mimo wszystko, Kubiak wciąż ufał intuicji – nie szkicował swoich prac, lecz od razu zdawał się na bezpośredni kontakt z bryłą. Pracuje cyklami, a proces tworzenia jest długotrwały.
Przechodnie na szlaku
Cykle nie są dziełem przypadku. Stanowią rozpisanie przekazu na kilka prezentacji, jakby artysta chciał mieć pewność, że to, co chce powiedzieć, będzie zrozumiane. Świadectwem tego jest cykl „Wędrowcy” – poszczególne rzeźby zyskują tożsamość, jednocześnie stają się bliższe każdemu człowiekowi. Zaczynają należeć do świata ludzi. Rzeźby wyposażone w przypadkowe przedmioty codziennego użytku, takie jak sztućce, walizki, nakrycia głowy stają się symbolem człowieczego losu: zamkniętego pomiędzy początkiem i końcem. Każdy z Wędrowców to współczesny homo viator: twarze pozbawione konkretnego wyrazu, nieco zdeformowane pozwalają się widzieć takimi, jakimi odbiorca je oczekuje.
Zapamiętane twarze
Innymi, figuratywnymi tym razem pracami, stały się portrety. Wymóg wyraźnie zaznaczonej indywidualności uwarunkowany jest samym tematem, którym stali się żywi ludzie. Przeniesienie ich wizerunków w postać kamienia, ma być swoistym sposobem na przedłużenie ich życia. Postaci takie jak: Czesław Miłosz, Andrzej Szwalbe, Marian Turwid, Artur Rubenstien, Stefan Kisielewski wymagały od Kubiaka nie tylko talentu plastycznego, ale też podejścia psychologicznego. Twarz bowiem jest zwierciadłem duszy, mapą, na której rysują się przebyte szlaki.
Portrety mają nie tylko upamiętniać modeli. W związku z tym, że znajdują się w przestrzeni publicznej, stają się przyczyną utrwalenia pamięci o samym twórcy. Kubiak znalazł sposób na zatrzymanie czasu. Eviva l’arte!
W poszukiwaniu sacrum
Mimo tego, że w poprzednich swoich pracach Kubiak starał się być jak najbliżej człowieka, postanowił zwrócić się też ku sferze sacrum. Tworzenie prac o charakterze religijnym, a co za tym idzie – umiejscowienie ich w świątyniach jest wyrazem pełnego humanizmu jego działalności. Drzwi Błogosławieństwa w bydgoskiej bazylice dosłownie stoją na granicy sacrum i profanum. Człowiek wszak to nie tylko ciało, lecz i dusza. Artystyczne unaocznienie tego faktu, wymagało od Michała Kubiaka dyscypliny. Musiał przezwyciężyć chęć twórczego szału na koszt pogłębionych studiów i czytelnego przekazu.
W ruchu
Poglądy zaszczepione w dziełach Kubiaka nie są ideami bez pokrycia. Mało który artysta oddałby swoje prace dosłownie w ręce odbiorców. Główny temat jego rzeźb – człowiek, zyskuje realne życie, poprzez umiejscowienie ich w naturalnej przestrzeni miasta. Rzeźby autorstwa Michała Kubiaka nie służą tylko do oglądania, lecz do współistnienia. Wędrowiec stojący na przecięciu Gdańskiej i Dworcowej nie jest samotny – ma tę samą naturę, co wszyscy spieszący obok niego przechodnie. Marian Rejewski siedzący na ławce, pewnie nie raz towarzyszył komuś w odpoczynku i chwilach refleksji. Sztuka nie istnieje więc tylko dla sztuki. Wychodzi odbiorcy naprzeciw, nawet wtedy, gdy on sam nie jest tego świadomy.
A droga długa jest…
Każdy jednak sam wybiera trasę, którą podąża. Tempo i rodzaj wędrówki. Może obojętnie minąć samotnego Wędrowca, nie zastanawiając się nawet nad tym, że dzieli jego los. Może też zdziwić się, że jednak istnieje coś takiego, jak bezczas. Chwila, która może trwać tak długo, na ile jej na to pozwolimy.
Człowiek jest bytem nietrwałym, co nie oznacza, że nie ma wpływu na pamięć o sobie samym. Każdy ma szanse na zostawienie po sobie śladu. Śladu, który znajdą inni Wędrowcy.
Anna Kabat
Joanna Ligmanowska
Sandra Nadolska